Nie przepadam za zakupami chociaż lubię sklepy, szczególnie paryskie, po prostu są ładne i maja ładne witryny. Tytuł tego posta nie oznacza wcale, że zmieniłam profil bloga. Szafiarką nie będę. Jednak w życiu każdego człowieka przychodzi chwila, w której musi się udać do sklepów z odzieżą. Powody są właściwie dwa. Pierwszy, nie można dłużej ignorować faktu, że ostatnie zapinające się w pasie spodnie dziecka stały się rybaczkami, a rękawki ostatniego sweterka bez plam sięgają do łokcia. Drugi powód, to zbliżająca się "okazja". Może to być jakaś impreza, święta, rozmowa o pracę. Właśnie zbliża się Boże Narodzenie, zrobiło się zimno i nie wiadomo gdzie są rękawiczki, wiec jest i okazja i potrzeba. Wyruszyłam do miasta. Rękawiczki, szaliczki zostały zakupione. Choinka w Lafajecie obfotografowana. W produkcji szarych bluzek i swetrów nie dokonał się dramatyczny przełom więc żadnych więcej zakupów nie poczyniłam.
Więc cóż takiego, wartego posta się wydarzyło?
Więc cóż takiego, wartego posta się wydarzyło?
Podczas tej wyprawy odkryłam, że mój mąż jest już "démodée". Z każdego stoiska, katalogu, plakatu patrzył na mnie błędnym wzrokiem zarośnięty, wychudzony południowiec. Taki cookain-żul look w wersji męskiej. Ja oczywiście zdaje sobie sprawę jak trudno jest taki efekt osiągnąć. Nie wystarczy po prostu przestać się golić i rzucić jedzenie. Długo podziwiałam finezję grzywek, bródek, brod i fal romantycznie opadających na czoło. Jest z tym na pewno sporo pracy. Otwiera się rynek usług (czy fryzjer zajmujący się brodami to golibroda?) kosmetyków, urządzeń do przycinania i układania.
Pogłębione przeszukiwanie sieci po powrocie do domu potwierdziły wyniki badań terenowych. Opisany wyżej model okazał się być obowiązujący na wszystkich poziomach modowej piramidy. I nie tylko. W motoryzacji również. Od McQueen przez H&M po Opla. Nawet polska Vistula. W tym przypadku model był importowany. I tu jest pies pogrzebany. Dyskretnie oceniłam szanse mojego, słowiańskiego do bólu, małżonka. Bez szans na bycie modnym w tym sezonie. Musi się z tym pogodzić i czekać na zmianę trendu. Próby wyhodowania romantycznej grzywki upodobniłyby go prawdopodobnie do Piasta Kołodzieja.
Gdyby ich ogolić to czemu nie...:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z szarej, acz raczej cieplej (ufff..) Warszawy.
Aga