Wakacje-mini podsumowanie.
Nie pisałam - za to czytałam.
Nie ćwiczyłam francuskiego (w zamian był angielski, rosyjski, umiem też zamówić obiad po włosku i piwo po gruzińsku).
Do mojej podparyskiej wsi dotarłam w piątek. Przy pierwszej próbie komunikacji z sąsiadką boleśnie uświadomiłam sobie, że przez dwa miesiące nie używałam francuskiego. Próba opowiedzenia wakacyjnych przygód z uzgadnianiem trzech czasów, bo najpierw byłam tu, potem tam, a w między czasie ugryzł mnie pies, okazała się małą katastrofą.
Nie opaliłam się - w sumie nie próbowałam.
Nie wygrałam w totka - próbowałam dwa razy.
Nie gotowałam, pozwalałam się karmić - rezultat + dwa kilogramy.
Spotkałam dawno i bardzo dawno niewidzianych przyjaciół , bawiłam się świetnie, jadłam łakocie i smakołyki, zwiedzałam miasta i wsie, pływałam, latałam, zrobiłam 4000 zdjęć (ciekawe po co) z czego 2000 moim dzieciom (z reguły ich plecy, nikt nie ma takiego refleksu, żeby uchwycić Felka na wolności) i po raz pierwszy trochę się stęskniłam za Francją.
A teraz do roboty.
Dalej będzie o dzieciach.
Doświadczeniem granicznym, rytuałem przejścia, linią między wakacjami a ciężką harówką we francuskiej szkole (przypomnę tylko że wakacje są co 6 tygodni) jest pierwszy września. Dla dzieci jest to jeszcze dzień wolny, pracują tylko nauczyciele. Dlaczego więc?
Pierwszego września w gablotce po prawej stronie drzwi Jean-Christophe (z grubsza w funkcji stróża, woźnego i sekretarki dyrektora) wywiesza LISTY! Od miejsca na liście zależy cała najbliższa przyszłość ucznia. W szkole podstawowej skład klas i nauczyciel zmienia się co roku. Nie wiem czy tak jest w każdej francuskiej szkole ani jaka jest geneza takiego postępowania, ale bardzo mi się to podoba. Ten system pozwala na uniknięcie tzw. "przyszywania łatek", "jechania na opinii", pozwala na rozbrajanie konfliktów i nieformalnych grup.
Kiedy rok temu nauczycielka do której trafił Syn okazała się, łagodnie rzecz ujmując, niezbyt miła, mogliśmy ze spokojnym sumieniem powiedzieć- zaciśnij zęby, jeszcze tylko trzy miesiące.
Działa to w dwie strony. Czasami dzieci mogą zostać rozdzielone z przyjaciółmi albo nauczycielem którego wyjątkowo polubili.
Po południu, wokół gablotki, zaczynają krążyć rodzice i dzieci. Samotnie, grupami, w parach. Najlepsze przyjaciółki skradają się do List trzymając się za ręce. CP...CM1...Elodie...Noa...Chloe...Benoit..CE2 i...jest. Można odetchnąć z ulgą albo się rozpłakać. Jak kto woli. Potem rozpoczyna się targ. Kto z kim i u kogo. Podobno Monsieur Blue odpytuje z tabliczki mnożenia ze stoperem w ręku a Madame Ognion cały czas opowiada o bombach atomowych. U Monsieur Tomate można pisać tylko długopisem BIC, a Madame Doux jest strasznie miła i nosi różowe podkoszulki.
Ktoś mi powiedział, że.... siostra Evy była w jej klasie trzy lata temu i.... A w zeszłym roku to.....
2014. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz