poniedziałek, 9 marca 2015

Jak zostałam lamerem.


Lajfstajl by moss.

Może nie do końca zostałam, raczej odkryłam, że jestem lamerem.
Bywają dni, w których człowiek zapuści się w przestrzenie internetu, których istnienia nawet nie podejrzewał. Ja, klikając sobie radośnie , w zeszły wtorek "z kwiatka na kwiatek" trafiłam na setki artykułów/postów na temat blogowania.
Wielkia Teoria Blogowania .
Odkryłam blogi o tym jak blogować, poradniki blogera, listy typu "10/20/30 tematów blogowych które przyciągają czytelników itd.", o której umieszczać posty, jak często, ile zdjęć, ile linijek, ile odsłon. I w końcu o tym jak na tym zarabiać. Pieniądze i to ile ktoś zarobił na blogu to tematy bardzo popularne i rozgrzewające dyskutantów do białości.
Odkryłam gwiazdy internetu. Wcześniej zdawałam sobie sprawę tylko z celebryckości Kominka ( bloger od budyniu) i Córki Premiera.  A to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
I konkursy na blogi roku, tygodnia i Galaktyki. Ratunku !!!

Okazało się, że z laureatów znam tylko blog Michała z jakoszczedzacpieniadze.pl . To jeden z dwóch sławnych blogów na które regularnie zaglądam, drugi to Kwestia Smaku.

Czytałam, czytałam i im dłużej czytałam tym bardziej okazywało się że jestem lamerem.

Pierwszy błąd, to blog na złej platformie. To wiedziałam już wcześniej. Pomijając stronę techniczną, blogi na wordpressie są po prostu ładniejsze. Ale jak mówisz sobie, hop zaczynam pisać bloga, to łatwiej to zrobić w 10 min na Bloggerze. Wiedziałam, że przyjdzie taki czas kiedy zdecyduję się przeniesienie bloga, ale najzwyczajniej mi się nie chciało. We wtorek z lektury mistrzów blogowania dowiedziałam się, że to obciach mieć ten .blogspot na ogonie i że są tacy, którzy dla zasady blogów z Bloggera nie czytają bo to szajs i piszą tam tylko "blogowe dziady".

Drugi błąd to brak specjalizacji. No tak, ale jeśli coś nazywa się MarmoladaCzekolada to brak specjalizacji leży u jego podstaw. Jedyną domeną na której się znam jest fotografia. Problem w tym, że w dzisiejszych czasach na fotografii znają się wszyscy ;) Jest jednak proste rozwiązanie błędu numer dwa. Jeśli piszesz tak jak ja o "dupie Maryni " to jest blog lajfstajlowy. Muszę tylko dodać dział DIY (czyli Zrób to Sam) i zrobić sobie zdjęcie w stroju na Wielkanoc.

Trzeci błąd, regularność wpisów. No nic, spuśćmy zasłonę milczenia.

Czwarty błąd brak wyraźnej zachęty do współpracy.  Teraz wiem dlaczego nie dostaję setek e-maili z propozycjami zareklamowania na moim blogu "czegoś". To brak podstrony na blogu, na której umieszczasz swoje statystyki i liczbę unikalnych użytkowników. Ten błąd jest najłatwiejszy do naprawienia ponieważ znam moich wszyskich dziesięciu unikalnych czytelników. Pozdrawiam Anię z Gdańska, Tedzia i Anię z Londynu, Vesnę z Belgradu, Anę z Warszawy, Olę z Wiednia i jeszcze Magdę, Beatę i Joannę plus kilka innych osób które tu zaglądają. Mąż się chyba nie liczy bo sprawdza błędy więc musi to czytać. Przysięgam, że mają jakąś siłę nabywczą i lajkują jak szaleni.

Okazało się, że blogowanie to ciężka praca. I podziwiam tych blogerów którzy robią to na 100%. Można z tego żyć.  Ale ja chyba zostanę w grupie romantycznych straceńców, którzy sobie coś tam od czasu do czasu skrobną. Co prawda Kominek na jakiejś konferencji ogłosił koniec blogów niekomercyjnych, ale mam wrażenie, że główny problem Kominka polega na tym, że myśli, że wszyscy chcą być Kominkiem.

Jednak, żeby nie pogrążyć się ostatecznie w odmętach lamerstwa postanowiłam przenieść blog na wordpressa. Od dzisiaj rządzi marmoladaczekolada.com .



Ps. DYI (dujit jorself) - dział do olania, nic nie rób, zapłać komuś kto się na tym zna.

Ps. Lista "niecelebryckich" blogów na które zaglądam już wkrótce, jak tylko ogarnę temat szablonów w wordpresie.
































wtorek, 3 lutego 2015

Książki, karabiny i co na to Astrapi.

Astrapi Styczeń  2015 
Od styczniowych zamachów minął miesiąc. Przez Francję przetoczyły się manifestacje, były minuty ciszy i wspominki w mediach. Teraz zaczął się czas stawiania pytań.  

 Z teatru, w którym właśnie wystawiono premierę szekspirowskiego dramatu, kraj zamienił się w Teatr Miejski finansowany z budżetu, w którym na kilku scenach wystawiane są sztuki różnego sortu. Francja ma nawet swojego Macierewicza. Jean-Marie le Pen, były prezydent Frontu Narodowego, a obecny poseł do Parlamentu Europejskiego, ogłosił, że atak na Charlie Hebdo wydaje się być dziełem tajnych służb. Na komisję śledczą we Francji raczej nie liczę. 

Manifestacje, potrzeba gromadzenia się, jedność narodowa - czasami tylko deklarowana, czasami rzeczywista - to miałam okazję obserwować w Polsce podczas żałoby po JPII, czy po wypadku samolotu prezydenckiego. Potem płynne przejście i dociekania, szukanie winnych, liczenie tych którzy poszli i tych których nie było. Kto płakał po ....... (wstaw odpowiednie), a kto nie płakał po .......(wstaw odpowiednie) i kto na tym zarobił. 
Dlaczego w niektórych szkołach młodzież zakłócała minutę ciszy? Kto zawinił? Rodzice, młodzież, nauczyciele, a może sama minuta ciszy, która była niepotrzebna? 

Po śmierci w katastrofie posła Gosiewskiego dwie jego żony, była i aktualna, prześcigały się w tym, która jest większą wdową. We Francji Jeannette Bourgab płacze w telewizji po śmierci swojego kochanego Charba, po czym jego brat i rodzina dementują, że nie była jego dziewczyną. To wszystko, plus tajny spisek służb specjalnych, rysuje obraz już kiedyś widziany.

Są jednak rzeczy które, zaskoczyły mnie bardzo i uświadomiły mi jak bardzo różną się dwa kraje między którymi przyszło mi się w życiu pałętać.

Pośrednim skutkiem zamachów był wzrost czytelnictwa. Trwoga w Polsce wypełnia kościoły, we Francji wypełniła księgarnie. 
Po jakie książki sięgają czytelnicy? Jak woda idą publikacje o islamie, kulturze muzułmańskiej i Koran. 
Czego szukają? Jak twierdzi jeden z paryskich księgarzy, którego wypowiedź słyszałam wczoraj w France Info, ludzie pytają o książki opisujące źródła religii i kultury muzułmańskiej, szukają wiedzy, która pozwoli im łatwiej zrozumieć to, co się stało. Chcą zrozumieć.

Znacznie też wzrosła sprzedaż "Traktatu o tolerancji" Woltera. Tylko w ciągu dwóch dni po manifestacjach 11 stycznia z półek zniknęło 5000 egzemplarzy, a w kolejnym tygodniu musiano dodrukować 20 000 egzemplarzy, żeby uzupełnić zapasy w księgarniach. Jak na książkę która została napisana 250 lat temu sukces zaskakujący. Jednak jest to tekst, do którego powstania impulsem była zbrodnia na tle religijnym. Zginął protestant, oskarżony przez katolików o zamordowanie swojego syna, który rzekomo chciał się nawrócić na katolicyzm. Wolter doprowadził do rehabilitacji, pośmiertnej niestety, biednego kupca, a historia stała się pretekstem do napisania traktatu. Warto przeczytać, żeby zrozumieć lepiej podstawy na jakich zbudowana jest kultura francuska i to, dlaczego we Francji wolno rysować ohydne obrazki z bogami i kapłanami, a co gorsza można je też drukować.
Uwaga na język, ma to jednak 250 lat i jest nieco bardziej zawiłe niż teksty na Twiterze. 


"W żadnym razie prawo ludzkie nie może się opierać na czymś innym niż na prawie natury. Zasadą wielką, zasadą powszechną obu praw jest na całej ziemi: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło”. Otóż nie widać sposobu, aby w zgodzie z tym prawem jeden człowiek mógł powiedzieć do drugiego: „Wierz w to, w co ja wierzę, a w co ty wierzyć nie możesz; inaczej zginiesz”. Tak się mówi w Portugalii, w Hiszpanii, w Goa. Obecnie w niektórych krajach poprzestaje się na tym, że się mówi: „Wierz albo cię znienawidzę. Wierz albo wyrządzę ci wszelkie zło, na jakie się będę mógł zdobyć. Potworze, nie wyznajesz mojej religii, nie masz przeto żadnej religii. Niechże cię mają w ohydzie twoi sąsiedzi, twoje miasto, twoja prowincja”.
Jeżeliby takie postępowanie wynikało z prawa ludzkiego, Japończyk nienawidziłby Chińczyka, Chińczyk zaś miałby odrazę do Syjamczyka. Ów prześladowałby Gangarydów, a ci rzuciliby się na mieszkańców Hindostanu. Mongoł wydarłby serce pierwszemu z brzegu Malabarczykowi, którego by napotkał. Malabarczyk mógłby udusić Persa. Pers mógłby zarżnąć Turka, a wszyscy razem rzuciliby się na chrześcijan, którzy tak długo pożerali się wzajemnie.." (Wolter Traktat o tolerancji)

Kolejny bestseler już żadnym zaskoczeniem nie był. Nowa powieść Houellebecq'a "Soumission" to wizja Francji w 2022, której prezydentem zostaje muzułmanin, a pierwsza córa kościoła staje się państwem wyznaniowym, w którym obowiązuje szariat. Książka ukazała się 7 stycznia, czyli w dniu zamachu na Charlie Hebdo i sprzedała się już w ponad 155 000 egzemplarzy. Stosunek autora do Islamu nie jest tajemnicą, zdarzało mu się nawet nazwać islam najgłupszą religią świata, a o islamofobię oskarżają go nie tylko muzułmanie.
I tak od zemsty za bluźnierstwo, przez pragnienie zrozumienia i szukanie źródeł wolności słowa (w wydaniu francuskim) do bluźnierstwa wracamy. Taka jest Francja.

I ostatnia uwaga o słowie pisanym. Felek abonuje Astrapi, dwutygodnik  dla dzieci w przedziale 7-11 lat,  chyba bez analogii na polskim rynku, może podobny do tego czym kiedyś był Świat Młodych. Do numeru, który znaleźliśmy w skrzynce w połowie stycznia, dołączona była karteczka której zdjęcie znajduje się nad tym teksem. Proste, spokojnie odpowiedzi na pytania dotyczące tego co się wydarzyło.  Co się wydarzyło? Kim są zamachowcy? Dlaczego zabili rysowników? Co robić? Czy masz powody żeby się bać? 
Przykład dobrej praktyki, deska ratunku dla nas, rodziców, od których dzieci oczekują odpowiedzi, których sami nie możemy znaleźć

Możesz się bać, masz do tego prawo, to jest naturalne jeśli wydarzy się coś takiego, ale nie duś w sobie strachu i rozmawiaj o tym, radzi Astrapi. 

środa, 7 stycznia 2015

Poczytaj mi mamo, poczytaj mi tato - o terrorystach.

Flaga na budynku merostwa. 07.01.2015
Tygodnika "Charlie Hebdo" nie można zaliczyć do literatury dziecięcej.

Fakt: dzisiaj w Paryżu, dziesięć kilometrów od naszego domu, miała miejsce egzekucja. Nie żyje 12 osób, sprawcy zbiegli. Ofiary nie były przypadkowe. Były wywoływane po imieniu i zabijane w zemście za niesłychaną zbrodnię, za satyrę. Co prawda trudno nazwać ich publikacje niewinnymi żartami, raczej było to ciągłe balansowanie na granicy. Na granicy wszystkiego, dobrego smaku, poprawności politycznej, obraza uczuć religijnych, to był chleb powszedni. I chyba częściej byli za tą granicą niż się na niej zatrzymywali. Pewnie trudno znaleźć we Francji osobę publiczną, frakcję, religię, która nie była pożywką dla niewybrednych często rysunków. Wyznawcy proroka też mogli poczuć się urażeni. Ale do jasnej cholery, nie rozwiązuje się takich problemów za pomocą kałasznikowa.
Francuzi są w szoku, wszyscy jesteśmy, ludzie z którymi rozmawiałam dzisiaj mówią, że czują się jak 11.09.2001. Na paryskich ulicach milczące tłumy. W oknach palą się świece.

Cel: Teraz to wszystko, czego się samemu nie rozumie, trzeba wytłumaczyć dzieciom. I to zrobić szybko. Dzisiaj lekcje skończyły się w południe. Jutro na przerwach rozpoczną się dziecięce "wiadomości". Jeden opowie co widział w telewizji, drugi o czym tata rozmawiał przez telefon.
W regionie ogłoszono najwyższy stan zagrożenia atakiem terrorystycznym więc na ulicach będzie więcej policji, w metrze wojsko.  Dzieci złożą to w jedną wersję karmioną strachem.
A wszyscy się trochę boją. Boją się, że to początek, że będzie dalszy ciąg. Boją się, że to koniec, że dziennikarze zaczną się bać. Boją się, że Front Narodowy zacznie nakręcać spiralę nienawiści.

W 2010 roku, w kwietniu  dzieci z którymi prowadziłam zajęcia plastyczne zaczęły rysować samoloty. Bardzo różne, w ogniu, zjadane przez potwory, wojny samolotów z UFO, takie w kropki i samoloty w otoczeniu wojska. Jeden z chłopców narysował kilkanaście trumien w ogrodzie.
Tak odreagowywały sytuację w którą my, dorośli, dorosłe media i inne dorosłe "rzeczy", je wmanewrowaliśmy. Z pozbieranych szkiełek składały krzywe zwierciadła, w których odbijała się zdeformowana rzeczywistość.

Dlatego dzisiaj to ja poinformowałam moje dzieci o tym co się wydarzyło niedaleko naszego domu. Jaką wersję przyniosą jutro ze szkoły okaże się po szesnastej.

Teraz muszę im jakoś wytłumaczyć dlaczego ktoś rozstrzelał wesołków.

środa, 24 grudnia 2014

Czy pomalowałaś już okna?

"No tak..., no wiesz..., roboty przed tymi świętami pełno..., ale okna mam już umyte!" "Nie, nie, śnieg pada, ale okna już umyłam". Sprawozdanie ze stanu okien pojawiało się w prawie każdej, przedświątecznej rozmowie. Szczególnie z pokoleniem 50+, ale i koleżankom-trzydziestkom też zdarzało się coś o oknach dorzucić. A z każdą rozmową moja niechęć do moich okien rosła. Powinnam je umyć, jak nie ja, to ktoś inny. Jakoś to zorganizować, żeby te okna były na Święta czyste. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej nie mogłam.
Od trzech lat obserwuję przed Bożym Narodzeniem dekoracje malowane na szybach farbkami plakatowymi. Urocze, bardzo często wykonywane własnoręcznie przez właścicieli sklepów, chwytają za serce. Postanowiłam podążyć tym tropem. Skoro nasz dom na parterze miał kiedyś sklep, a nasze okna to tak naprawdę witryna, to grzechem nie będzie jeśli zamiast myć okna pomaluję je. Praca przyjemniejsza i rezultat efektowny. Zagoniłam dziecko do pomocy i wymalowaliśmy na szybach piękne śnieżynki. A okna umyje się po świętach. 


Nogent-sur-Marne 2014

Nogent-sur-Marne 2014


Cilchy 2014

Paris 2014

Paris 2014

Paris 2014