Wyprzedaże, soldy, redukcje i inne zmory opanowały dusze, serca a przede wszystkim karty kredytowe Francuzów. Ja też postanowiłam się zabawić. Miotana w tłumie innych łowiących okazje desperatów zostałam szybko zdemaskowana. Po 30min rozbolała mnie głowa, cztery razy zgubiłam się w okolicach Opery i pięć razy trochę dalej. Musiałam prezentować wyjątkowo tępy wyraz twarzy bo wszyscy paryscy "wciskacze niewiadomo czego" obrali mnie za swój cel. Kupiłam nieprzecenioną apaszkę i spineczki z najnowszej kolekcji oraz męski podkoszulek jak zwykle w szarym kolorze. Z bolącymi nogami wróciłam do domu w metrze przekonując się że szary podkoszulek jest w zupełnie innym odcieniu niż jego piętnastu braci mieszkających w mojej szafie.
Badania terenowe wykazały więc że nie będę szafiarką.
Świetnie napisane! ;)
OdpowiedzUsuńJa nie chodze na soldy mam uczulenie na dziki tlum
OdpowiedzUsuńCiekawy blog :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
O Kulturze