piątek, 19 grudnia 2014

Po jedenaste-nie kupuj.

Nogent-sur-Marne 2014


To okazji zbliżających się Świąt pozwalam sobie na taki religijny tytuł. Do Dekalogu dodałam  małe, jedenaste przykazanie -Nie kupuj! Nie daj się ponieść, nie gromadź rzeczy.

Omijam Paryż z pięknymi Lafajetami. W tym roku nie dam się rzucić z naszego sennego miasteczka nad Marną prosto w marność konsumpcyjnego szaleństwa stolicy. Wiem, że brzmi to trochę jak wyznanie wiary świeżo nawróconego wyznawcy minimalizmu. Spokojnie, kupiłam choinkę, prezenty dla rodziny i jeden specjalny prezent dla siebie, zamówiłam ciasto na Święta, ale wszystko w tym roku z dużą rozwagą i bez szaleństw. Dary kupione u nas "na wsi" (zgodnie z zasadą "skoro tego nie można kupić w Nogent, to na pewno nie jest tego warte") albo zamówione przez internet. Żadnej wyprawy do sklepu, zero,  null i to   od trzech miesięcy.
Jest to rezultat szokowej terapii anty-zakupowej, którą przypadkiem przeszłam w połowie września. Pewnego dnia, w połowie drogi nad rzekę odkryłam Dom Aukcyjny. Aukcje są na różnym poziomie. Od takich z meblami za kilkanaście czy obrazami za kilkadziesiąt tysięcy euro po licytacje likwidacyjne warsztatów samochodowych. Co kto lubi.
Moją uwagę przykuł afisz obwieszczający aukcję wyposażenia, bibelotów i pamiątek z domów Madame L. i Madame B.
Skojarzyło mi się to z Damą Kameliową, powiało tajemnicą, postanowiłam zobaczyć jak wyglądają dobra obydwu dam. Oczywiście domyślałam się, że trafiły na aukcję raczej w wyniku zgonu właścicielek niż dobrowolnego rozstania, ale co tam. Pokusa była silniejsza.
W dużej hali znajdowała się zawartość domów. Dosłownie cała zawartość. Od lodówek, przez telewizory, wypchane jelenie, torebki  z rękawiczkami w środku, biżuterię po prywatne listy i zdjęcia dwóch kobiet. Mniej cenne przedmioty zostały wrzucone do skrzynek i sprzedawane w "kompletach", cenniejsze były licytowane pojedynczo.
Licytujący, na oko banda właścicieli sklepików i stoisk na "marche aux puces" z pokerowymi minami podbijali ceny.
Madame B. była artystką. Żadna awangarda. Malowała przyzwoite akwarele, technicznie bardzo dobre. Kwiaty, widoczki na wysokiej jakości papierze. Na aukcję poszły kartony pełne gotowych prac i szkiców które musiały powstawać latami. Kilkaset sztuk wrzuconych do pudeł. Przemieszane z czystymi jeszcze blokami, chińskimi tuszami i pędzlami oraz kilkoma sztalugami. Obok stały ogromne kartony z albumami o sztuce, było w nich chyba wszystko co Tachen wydał w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Całość została sprzedana za 120 euro. Nawet nie chcę liczyć ile Madame B. zapłaciła za te albumy, akwarele firmowe, tusze i papiery. Kilka, kilkanaście tysięcy euro?
Wtedy wyobraziłam sobie cały mój dobytek spakowany w kartony i sprzedany na aukcji za grosze. Handlarzy, którzy grzebią w moich torebkach. Przypomniałam sobie o rzeczach, które zostawiliśmy w takich samych kartonowych pudłach na strychu w Warszawie w trakcie przeprowadzki. Uświadomiłam sobie, że nawet nie pamiętam co w nich jest.
I uwierzcie mi, problem z zakupami mam do dziś. Nawet przedświąteczna atmosfera konsumpcyjnego szaleństwa nic nie zmieniła. Każdy nowy przedmiot wyobrażam sobie w zakurzonym, kartonowym pudle w Domu Aukcyjnym w połowie drogi nad rzekę.

Nogent-sur-Marne 2014
Nogent-sur-Marne 2014
Nogent-sur-Marne 2014
Nogent-sur-Marne 2014

Nogent-sur-Marne 2014


6 komentarzy:

  1. Świetne! Ale dla mnie już za późno i te wszystkie graty, które zgromadziłam i nadal gromadzę pewnie kiedyś znajdą się gdzieś w okolicach la Porte de St Ouen:) Nic to, et viva la vitae:)

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda, są przypadki nieuleczalne :) Znam osobiście kilku "zbieraczy" niereformowalnych. Mnie jednak na tej aukcji dopadła taka "groza" że od kilku miesięcy mam spokój.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jestem w lekkim szoku, jak niektórzy ludzie łatwo zapominają, że te rzeczy do kogoś kiedyś należały. Ja wiem, że to tylko przedmioty, ale kiedyś ktoś je dotykał, otaczał je swoją energią, obdarzał je jakimś uczuciem, dotykał je, z czymś mu się kojarzyły... Sama nie przywiązuję dużej wagi do przedmiotów, mam kilka pamiątek, o które dbam, głównie zdjęcia, nie gromadzę przedmiotów, kiedy muszę się z czymś rozstać, rozstaję się bez większych ceregieli, ale fakt, że te akwarele i albumu zostały sprzedane za grosze, trochę mnie zasmucił. Dla mnie to brak szacunku...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kupujący to starzy wyjadacze, taki mają zawód i chyba nie mogą mieć zbyt wielu sentymentów. Mnie ogarnął ogromny smutek i jakiś rodzaj melancholii. Lata pracy sprzedane za grosze. Potem uświadomiłam sobie że obok stały skrzynie z prywatnymi listami i zdjęciami. Były tego setki. Nie wiem czy ktoś to kupił bo aukcja trwała długo i musiałam już iść. Ale te kobiety nie miały nikogo bliskiego. Nikt nie zainteresował się tym co po nich zostało. Wszystko stało w pudłach w tej hali.

    OdpowiedzUsuń
  5. Najstraszniejsza w tym wszystkim jest myśl, że nasza prywatność tak łatwo może zostać wystawiona na żer obcych ludzi, bez liczenia się z tym, że nie wszystko o sobie chcielibyśmy ujawniać światu - a po śmierci nijak bronić swojego imienia i pamięci. Twój wpis mnie poruszył, ale nie tyle zniechęcił do kupowania, ile skłonił do większej refleksji nad tym, jakie przedmioty gromadzę, zwłaszcza gdzieś w sekretnych zakamarkach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do prywatności..dodałam jeszcze jedno zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń