środa, 27 marca 2013

Środowe poranki na ołtarzu ojczyzny.


To, że dzieci będą chodziły do polskiej szkoły było dla nas oczywiste od początku. O tym, że będzie to od nas wymagało wstawania bladym świtem, pokonywania paryskich korków, walki z nieprzytomnymi "małymi polakami" - mamo, przecież ja już umiem mówić po polsku - dowiedzieliśmy się we wrześniu.
Lekcje w szkole przy ambasadzie (właściwie to Szkolny Punkt Konsultacyjny) zaczynają się o zabójczej 7:50.
Oczywiście, nie ma tego złego.... gdyby nie szkoła nigdy pewnie nie zobaczyłabym jak słońce budzi ulice w Siedemnastce. Dziś wszystko było niebieskie.
Po szkole pijemy co kto lubi w boulangerie (jeśli jest jakaś polska nazwa to niech mnie ktoś oświeci) na rue des Batignolles. Gapimy się na ludzi, słońce i psy. Felek mówi "Kiedy zapada zmrok to tu przychodzą romantycy, palą świeczki i patrzą się na kościół" Jednak  nauka nie poszła w las, potrafi chłopak mówić po polsku.

Paris 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz