poniedziałek, 9 września 2013

"Młodzież polska na tułactwie..."

I tak oto, w minionym tygodniu tytułowa "młodzież polska" rozpoczęła kolejny rok nauki w Szkole Polskiej w Paryżu, zwanej też Zespołem Szkół przy Ambasadzie lub Szkolnym Punktem Konsultacyjnym. Nazw w sieci (i stron szkoły) jest kilka, nie wiem która jest obowiązująca.
W pięknym wrześniowym słońcu, na dziedzińcu szkoły, po hymnie, słuchaliśmy o tradycji, trudzie nauczycieli i uczniów. Po mojej głowie snuły się natrętne myśli - "Jakby tu wrócić do łóżka? Co ja tu robię o 8:00? Może uda się zdrzemnąć w parku! Po co ja wstałam o 6:00? Zostawię dzieci i wracam spać, może same trafią do domu."
I nagle uświadomiłam sobie, że w "mowie na otwarcie" czegoś zabrakło. Że to nie tradycja, nie trud nauczycieli (niczego im nie ujmując, doceniam tradycję i podziwiam kadrę), nawet nie uczniowie, ale to rodzice tworzą "szkołę na tułactwie". Wstają o morderczych godzinach, urywają się z pracy, walczą z dzieckiem, z metrem, z parkowaniem.  Dlaczego?  Muszą mieć silną motywację, nie ma obowiązku wysyłania dziecka do polskiej szkoły. Hipotetycznie mogliby wszyscy stwierdzić - "Koniec! Nie wstaję!" Szkoła musiałaby po prostu zawiesić działalność i żadna Tradycja by tu nic nie wskórała. A może to właśnie ona sprawia, że rodzicom jednak się chce? Nie wiem.
Czy szkoły narodowe mają jeszcze sens?
Co zrobić z potomstwem które stwierdza, że woli basen od polskiej szkoły?
Albo takim, które ogłasza, że jednak jest francuzem, bo mają lepszą drużynę piłkarską? (to mnie akurat nie dziwi)
Tego też nie wiem.
Jednak odrzucając "szkiełko", przyznam się, że słuchanie dzieci, które recytują wiersze Tuwima "na paryskim bruku" wzrusza mnie niezmiernie i zdarza mi się nawet uronić łzę.

Wszystkim rodzicom - i sobie również - życzę żeby nam się jednak chciało. Dzieci kiedyś odpowiedzą sobie na pytanie czy miało miało to sens.

7 komentarzy:

  1. Warto. Na pewno. Byle więcej takich Rodziców jak Pani.A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm wlasnie posylacie dzieci do polskiej szkoly a ja z doswiadczenia powiem ze dzieci polskiego nie beda uzywac bo jak juz wielokrotnie zauwarzylam bedac w parku i rozmawiam np.przez tel.po polsku i jakas polka to slyszy to mowi do dziecka idziemy polacy tu sa albo mow po francusku polacy tu sa i czego wy uczycie dzieci??? a no uczycie ich zeby po polsku nie mowily bo wstyd?bo jacys polacy akurat obok sie znajduja? Zagubione beda te wasze dzieci bo nie rozumieja tego zamieszania ze maja sie uczyc polskiego ale juz nie uzywac w parku metrze itd. Zastanowcie sie nad swoim zachowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm... nie spotkałam się jeszcze z takim zachowaniem. Czasami zwracam uwagę dzieciom żeby nie rozmawiały po polsku kiedy jesteśmy wśród Francuzów ale mówienie po francusku przy Polakach nie ma większego sensu, chyba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma to jak stare dobre hejtowanie w anonimowych komentarzach ;P

    Rozumiem, że ta polska szkoła to jakaś dodatkowa forma nauki, poza szkołą francuską? Ciekawi mnie, czego się tam uczy dzieci - czy to kolejne lekcje, po regularnych zajęciach w zwykłej szkole?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest hejt, jest zabawa :)

    Co do szkoły polskiej. Lekcje odbywają się w środy i w soboty. Program ma (w założeniu) uzupełniać różnice programowe między polską szkołą a francuską. Najdzielniejsi mogą zdać nawet polską maturę :)
    Dzięki tej szkole Felek nauczył się pisać i czytać po polsku. Jest j.polski, historia, przyroda. Nie ma od tego roku matematyki. W Paryżu i regionie jest szkół polskich kilka. Często przy kościołach, takie trochę katolickie. Ta przy ambasadzie jest najstarsza i najbardziej zbliżona strukturą do szkół publicznych w kraju. W dwóch francuskich szkołach są sekcje polskie, ale dopiero od colege.

    OdpowiedzUsuń
  6. ów hejter to z pewnością jakiś ostatni sprawiedliwy patriota stojący na straży wartości,w tej ziemskiej sodomie.:)..a tak w ogóle, lubię tu zaglądać:)Czytałam ostatnio,że jest coś takiego jak syndrom paryski,czyli wszechogarniająca depresja tuż po przyjeździe do "miasta miłości",związana z ogromnym rozczarowaniem .Byłam w Paryżu podczas podróży ślubnej (no cóż..tak się złożyło). Razem w rosyjskimi i japońskimi wycieczkami gnałam po zatłoczonym Wersalu.Luwrze..itp.Mimo to,nawet nie sam Paryż,ale Francja jest niespełnionym marzeniem..pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. O "syndromie paryskim" było trochę tutaj http://marmoladaczekolada.blogspot.fr/2013/03/katar-grypa-syndrom-paryski-snieg-i.html
    Zawsze się zastanawiam co myślą uczestnicy wycieczek. Na pewno muszą być bardzo zmęczeni. I pewnie w większości rozczarowani. Mieszkam tu od roku i dochodzę do wniosku że Paryż to miasto które ma najlepszy na świecie "turystyczny PR" . Są w tym mieście miejsca tak brzydkie "że pękają oczy" . Chyba muszę o tym napisać.

    OdpowiedzUsuń