|
Marsylia 2013. |
Wczoraj Pan Holland gościł w Marsyli. Media żyły tą wizytą, ożyły też moje wspomnienia z ostatniego pobytu w moim ulubionym francuskim mieście. A tak! Ja naprawdę Marsylię lubię. Bo... jest nad morzem, jest niebieska i piękna, brudna i ciepła, zaniedbana i nowoczesna, czasami straszna i bardzo otwarta. Jest w tym samym miejscu bardzo długo. Zmienia się i trwa już 2500 lat. Naprawdę są takie miasta.
Nasze plany spędzenia weekendu w Marsyli nie spotkały się z entuzjazmem znajomych. "Tak, hmm.. do Marsylii? Z dziećmi? Nie boicie się?", "Ale przecież są ładniejsze miejsca na morzem", "W Marsyli nie ma nic ciekawego", "Jest brudna i zniszczona i 'niefrancuska'". Mam wrażenie, że Francuzi się trochę tego miasta wstydzą.
Bo Marsylia nie jest francuska - nie pasuje do takiego obrazu tego kraju, w jaki chcą wierzyć i sprzedać innym jego mieszkańcy - jest śródziemnomorska. Granica Europy i Afryki. Brudna tak, że aż bolą oczy. Zakurzona, arabska, orientalna. Niektóre dzielnice wyglądają jakby właśnie skończyła się wojna. Zamknięte na głucho okiennice, opuszczone sklepy. Wszędzie biegają bandy dzieciaków z futbolówkami. Mecze rozgrywane są na placach w przerwie obiadowej i wieczorami. Tu piłka jest bogiem.
Druga strona medalu to Stary Port i jego okolice gdzie nowoczesność wbija się w nadmorską tymczasowość. Fantastyczne projekty architektoniczne łączą miasto z niebem i morzem.
Właśnie taki jest budynek Muzeum cywilizacji Europejskiej i Śródziemnomorskiej Le MuCEM (
http://www.mucem.org/ ), który otworzył wczoraj prezydent (więcej zdjęć
tutaj). Chyba nie można było znaleźć lepszego miejsca...
|
Marsylia 2013 |
|
Marsylia 2013 |
|
Marsylia 2013 |
|
Pijane tiramisu. Marsylia 2013 |
Wycieczka była pełna doznań kulinarnych. Załamana ostatnimi porażkami, jakie spotkały nas w paryskich jadłodajniach, postanowiłam nabyć przewodnik. Pierwszy w życiu, tylko po to, żeby nie jeść więcej dań z mikrafali. We FNAC przejrzałam kilka. Michelin został od razu skreślony ze względu na ceny i białe obrusy w większości proponowanych miejsc. Nie wiem dlaczego, ale moi słowiańscy barbarzyńcy nie doceniają francuskiej Art de Table. "101 resto - 0 calorie" też odpadło, wolę jednak coś jeść, kalorie to sprawa drugorzędna. Zresztą, przyznam się szczerze, że wybrałam okładkę. Fooding okazał się strzałem w dziesiątkę, a lokale które odwiedziliśmy dzięki niemu... cóż niebo w gębie. Chez Sauveur pizzeria sycylijska założona w 1942 roku. Trudno powiedzieć w jakim języku mówił kelner, może właśnie po sycylijsku z francuskim akcentem - a może odwrotnie. Zamówiliśmy "pulpetony" i pizzę. Wypiliśmy piekielną kawę i bąbelkową lemoniadę. Przyszedł czas na desery. "Ormo czuwa", więc zapytałam czy w tiramisu, na które miała ochotę Nina, jest dużo espresso - swoją drogą idiotyczne pytanie, w końcu to tiramisu. Kelner oświadczył, że tiramisu robią na bieżąco, więc kawy może być mało albo wcale. Dziecko się załamało, kawę uwielbia do tego stopnia że posuwa się do kradzieży i potajemnego opróżniania moich porannych filiżanek. Deser przybył, podany w słoiczku, dziecko wcina, bardzo zadowolone. Po jakimś czasie wyżebrałam trochę do spróbowania. Cóż, sycylijczycy postanowili wynagrodzić brak kawy potrójną dawką amaretto. Z ciasteczek po prostu kapały procenty. I jak się okazało, Ninie to nie przeszkadzało.
|
Marsylia jest w 2013 Europejską stolicą kultury. Wnętrze pawilonu przygotowanego z tej okazji. Wróciliśmy żywi, nikt nas nie zabił, nie okradł, Marseille je t'aime!
... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz