Zmarznięte dziecko francuskie i przegrzane dziecko polskie. |
W Paryżu widziano narciarzy którzy przez swój entuzjazm narażają się na stratę paru euro. Jazda na nartach i snowbordzie jest bowiem w stolicy zabroniona i karana mandatami.
Wczorajszy wpis do dziennicznka Felka: "Przypominam że dzieci jutro idą na basen. Proszę żeby wszystkie przyniosły jutro czapki do szkoły" I tutaj dochodzimy do sedna sprawy czyli różnic w podejściu do ubierania dzieci. Zawsze wydawało mi się że ubieram moje potomstwo dosyć lekko, kierując się ich odczuciami i zdrowym rozsądkiem. W zderzeniu z francuskimi rówieśnikami wyglądają dziwnie, z czapką, szalikiem i rękawiczkami. Dziecko francuskie nosi czapkę rzadko a jeśli już to najczęściej w kieszeni :) Szalik powiewa na wietrze za dzieckiem a trampki i balerinki są obuwiem odpowiednim na każdą pogodę. Prawdą jest że zima nie jest tutaj tak agrasywna jak w Polsce ale mimo wszystko czasami jest kilka stopni na minusie. Pozostaje mi przyjąć do wiadomości że są przyzwyczajone i jest im ciepło, chociaż czasami wyglądają na nieźle przemarznięte.
Moje za to są przegrzane chociaż staram się walczyć z nawykami i odpakowywać ze skandynawskich kurtek, bielizny narciarskiej i butów z futerkiem, polarowych czapek. Cóż z tego, jest im zimno i już. Więc kwitną kolorami na tle francuskich granatowych i czarnych płaszczyków. Jeśli to rzeczywiście kwestia przyzwyczajenie to zobaczymy za rok gdzie wyląduje czapka. Na głowie czy w kieszeni.
Widziałam dzieci wracające z basenu. Część nie miała czapek. Maszerowały w kapturach a mokre włosy zamarzały na wietrze. Na basenie nie ma suszarek :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz