wtorek, 16 października 2012
Angielski = zgroza.
Nauka języka angielskiego (w naszej szkole) jest na poziomie wołającym o pomstę do nieba. Lekcje tego niezwykle użytecznego języka-z czym musieli pogodzić się nawet Francuzi-prowadzi wychowawczyni. Średnio pół godziny w tygodniu. Trzecia klasa czyli CE2, poznaje właśnie zawartość piórnika. Nareszcie wiem dlaczego tak ciężko jest porozumieć się po angielsku we Francji. Tubylcy mówią słabo a jeśli już to z akcentem który skutecznie utrudnia zrozumienie. Ulubione zdanie "je suis nulle en anglais" I niestety nie dotyczy to tylko starszego pokolenia. W porównaniu z innymi krajami starej Unii jak Holandia czy Niemcy, Francja wypada blado. Szczerze mówiąc, zakres w jakim możesz się porozumieć po angielsku w Warszawie niewiele różni się od paryskiego. Zastanawiam się tylko - na plus czy na minus.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz